Słowo o Galerii Bezdomnej w Zamościu
Słowo o Galerii Bezdomnej w Zamościu...

Stało się! Pierwsza Galeria Bezdomna w Zamościu jest już historią. Przyszedł czas na refleksje, oceny, podsumowania…

Zatem do rzeczy! Impreza trwała trzy dni. Zaczęliśmy w sobotę 9 lipca. Prawie trzydziestu autorów zdobyło się na odwagę i zdecydowało się artystycznie obnażyć pokazując swoje dzieła. W zamojskiej odsłonie bezdomnej zawisło niemalże dwieście fotografii! Formaty mieliśmy przeróżne od 9x13 do 30x40. Tematycznie - jak to na wystawach zbiorowych – od sasa do lasa, jednakże nie o to chodziło! Gatunkowo także niezwykle różnorodnie, jednakże ponownie – nie o to chodziło! Najważniejsze, że udało się otworzyć wystawę w naszym mieście, a Ci, którzy wzięli w niej udział mogą się poszczycić tym, że ich fotografie wisiały na jednej wystawie razem z pracami członka ZPAF-u. Co więcej, byli uczestnikami wydarzenia międzynarodowego! Mającego swoje odsłony m.in. w Australii, Niemczech, Francji, Stanach Zjednoczonych, Anglii, Włoszech, a nawet Algierii!








Jak zatem wypadła diagnoza naszego środowiska fotograficznego? Każdego dnia odwiedzało nas niespełna 30 osób. Z jednej strony można więc powiedzieć, że wypadła słabo. Po raz kolejny – jak ich nazywam – „forumowi eksperci”, czy też „fotograficzni gawędziarze” udowodnili, że ich zainteresowanie fotografią zaczyna się i kończy na wypisywaniu „mądrości”, które skopiują z jednego forum i wklejają na innym. Przekazując i zaśmiecając rzeczywistość stereotypami i zasadami, których nawet nie rozumieją, albo z których nie potrafią skorzystać. Kilka lat temu na tworze zwanym grupami dyskusyjnymi była jeszcze inna grupa hobbystów, a mianowicie „onaniści sprzętowi”. Ci, prześcigają się w ilości megapikseli, krotności zooma, cropach i pełnych klatkach, zapominając, że zdjęcie robi człowiek! Mało tego, najpierw powstaje ono w głowie! Ci wszyscy wymienieni wcześniej powinni byli zobaczyć spotkania z ostatniego dnia imprezy. Musztarda po obiedzie i pozostaje tylko powiedzieć - ich strata! Niestety pewnie wymądrzali się na jakimś forum, być może nawet nie na fotograficznym. Takie typy znają się z reguły na wielu rzeczach.
Z drugiej strony, jak na pierwszy raz, wyszło chyba nawet bardziej niż przyzwoicie. 30 osób naprawdę zainteresowanych tematem, zaciekawionych, chcących wziąć w czymś udział i czegoś się nauczyć to znacznie większa jakość niż 50 malkontentów, którzy nawet gdyby przyszli, to albo by nie słuchali, albo narzekali.
Informacje zwrotne jakie docierały do nas ze strony uczestników imprezy pozwalają nam na pewną dozę satysfakcji, a fakt, że wśród tych zadowolonych i tych robiących notatki na warsztatach byli ludzie zarówno bardzo młodzi jak i bardziej doświadczeni tylko nas w tym upewnia.
Być może wygląda to tak, jakbym narzekał na frekwencję, a dwa zdania później pisał, że dobrze, że było 30 osób. Proszę mnie dobrze zrozumieć – oczywiście wolałbym 50, 70, a nawet 100 osób zaciekawionych, ale wiem, ze się nie da. Nie da się… jeszcze…
Kropla drąży skałę.

Komentarze
Prześlij komentarz